08.10.2024

Wyprawa do krainy wulkanów, niedźwiedzia i łososia

W sierpniu 2019 roku odbyliśmy z moim przyjacielem dwutygodniową wyprawę na Kamczatkę. Kraina ta leży na tzw. Rosyjskim Dalekim Wschodzie, plus 11 godzin różnicy czasu do Warszawy (sic!) i stanowi klin oddzielający Morze Ochockie od Morza Beringa, zaś jej brzegi obmywają fale Pacyfiku. Można śmiało powiedzieć, iż jest to rosyjska Alaska, gdzie występuje znaczna kumulacja cudów natury, przy czym jest ona o wiele cieplejsza niż jej amerykański odpowiednik. Przez niektórych zwana także „krainą ognia i lodu”, jako że łączy w sobie unikalną mieszankę środowiska arktycznego i wulkanicznego. Gdzie okiem sięgnąć, tam bezkresne lasy pełne dzikiej zwierzyny, rzeki, wyżyny i wulkany, a wszystko otoczone morzem lub oceanem. Otwarta dla ludzi z zewnątrz (tak obcokrajowców, jak i Rosjan spoza półwyspu) dopiero po upadku ZSRR, zachowała swoją unikalność i „czystość”.
Nasz wyprawa zaczyna się długą podróżą przez Rosję. Z Warszawy lecimy przez Moskwę do Chabarowska nad Amurem (obok granicy z Chinami), a stamtąd do Pietropawłowska, który jest stolicą Kraju Kamczackiego. Wylatujemy z Warszawy w piątek nocą, zaś na Kamczatce lądujemy w poniedziałek rano. Nasz plan wyprawy zakładał, iż przez pierwszych kilka dni robimy jednodniowe wypady krajoznawczo-eksploracyjne i wchodzimy na Awaczyńską Sopkę, a następnie wspinamy się na Koriacką Sopkę i dalej ruszamy na 5-dniowy trekking przez, w pełni dziki i odcięty od cywilizacji, obszar Nałyczewskiego Parku Naturalnego. 

Rokita, miernik i inne demony Temidy

Do nielicznych należą ci, którzy widzieli Miernika na własne oczy. Za to jego opis, choć różniący się w szczegółach w zależności od regionu, jest dość powszechny w dawnych podaniach czy legendach i czyni z tego ducha jednego z najbardziej spektakularnych przedstawicieli słowiańskiej demonologii. Jak on zatem wygląda? Zazwyczaj chodzi na dwóch nogach. Widziany z oddali we mgle trochę przypomina błąkającego się człowieka z latarnią w ręku; rzekłbyś – trzyma ją wysoko, by lepiej oświetlić sobie drogę. Takie istoty lepiej omijać z daleka. Jeśli jednak komuś zdarzy się już stanąć z nią oko w oko, to rychło zauważy, że to, co w swej naiwności wziął za zwyczajną latarnię, to bijąca oślepiającym światłem głowa stwora. Niektórzy świadkowie powiadają, że to nie głowa jaśniała blaskiem, tylko słup graniczny, który wyrwany ze swojego prawowitego miejsca spoczywał na ramieniu potwora. Kim jest ta postać i jaki ma rodowód? Dlaczego wzbudza taki strach, a co ważniejsze, co robi we mgle na bagnistych rubieżach wsi? Odpowiedź może być prosta: to zwykły wytwór ludowej fantazji. Lecz grzechem byłoby na tym poprzestać. Wszak słowiańska fantastyka ludowa przepięknie ukazuje, choć w nieco krzywym zwierciadle, mnóstwo smaczków z codziennego życia ludu i jest nierozerwalną częścią dziedzictwa kulturowego nas wszystkich. Poza tym, a może przede wszystkim warto zauważyć, że poczwarę z iskrzącą głową zrodziła sama Temida.

Przygody Radcy Antoniego

Odwiedź także

Nasze inicjatywy