23.04.2024

...urodziłem się jeszcze przed I wojną światową... cz. 2

opublikowano: 2014-01-30 przez: Mika Ewelina

Wywiad z radcą prawnym Zbigniewem Bauczem

Temidium: Kiedy zaczęła się Pańska działalność konspiracyjna?
Zbigniew Baucz: W sposób trochę zaskakujący dla mnie. Na początku okupacji samorzutnie z kilkoma kolegami, mając dostęp do akt personalnych ministerstwa i ZUS, czyściliśmy te akta z informacji, które mogłyby być niebezpieczne dla poszczególnych osób, np. że ktoś był uczestnikiem powstania śląskiego lub że był oficerem (ci mieli obowiązek zgłosić się do władz okupacyjnych i podlegali wywiezieniu do oflagu). W połowie 1940 roku, nie przypominam sobie za pośrednictwem kogo, zostałem zaproszony na tajne spotkanie. Zgłosiłem się pod wskazany adres i tam mnie od razu zapytano: „Jaki pan chce mieć pseudonim?” Złożyłem przysięgę i tak stałem się uczestnikiem podziemia.

Jaki miał Pan przydział konspiracyjny?
Oddział I później był oddziałem XI Komendy Głównej AK. Nosił nazwę: organizacyjny, a ja miałem za zadanie utrzymać kontakty, które pozwalały legalizować ludzi. W tym czasie ministerstwo zostało przekształcone w Arbeitsamt – Urząd Pracy. Dostarczaliśmy podziemiu czyste blankiety urzędowe, które pozwalały zmieniać tożsamość poszukiwanym przez Niemców, oraz dalej czyściliśmy akta z niebezpiecznych informacji. Organizowaliśmy również wykupywanie za łapówki ludzi schwytanych w łapankach. Trzymano ich w punkcie zbornym na Skaryszewskiej. Jeśli łapanki miały na celu wywózkę na roboty do Niemiec, dane personalne osób złapanych lądowały u nas w Arbeitsamtcie. Po jakimś czasie odczułem jednak wzmożone zainteresowanie moją osobą ze strony niemieckich przełożonych i postanowiłem usunąć się im z oczu, rezygnując z pracy. Samo zwolnienie nie było łatwe, bo moim bezpośrednim przełożonym był Schmidt, o którym opowiadałem. Nie chciał mnie zwolnić, więc musiałem czekać na moment, kiedy pójdzie na urlop. Potem otworzyłem biuro pośrednictwa handlu nieruchomościami jako przykrywkę.
Pracowałem w Delegaturze Rządu na Kraj[1], w Departamencie Pracy, a równocześnie w Kierownictwie Walki Podziemnej w ramach AK przekształconym z Kierownictwa Walki Cywilnej. Moczarski jako kierownik oddziału na Warszawę zaproponował mi, żebym pomagał mu w kierowanym przez niego dziale dochodzeniowo-śledczym, który był rodzajem policji podziemnej. Otrzymywaliśmy materiały różnego rodzaju od osób, które pracowały w terenie, były naszymi agentami: nazwisko, imię, zdarzenie, okoliczności i tak dalej. Musiałem te doniesienia weryfikować i albo zwracać do uzupełnienia, albo odrzucać, albo dawać do rozpatrzenia przez sąd podziemny. Najpoważniejsze rzeczy od razu chwytał Kazik Moczarski, który niezwykle interesował się konkretnymi przypadkami, a mnie się dostawały inne: szmalcownicy, kolaboranci. Ta praca z agenturą była niebezpieczna również dlatego, że Moczarski był dosyć nonszalancki; informatorzy przychodzili wprost do naszego lokalu konspiracyjnego na Mokotowską. Moczarski często sam brał udział również w różnych akcjach zbrojnych. Między sobą nazywaliśmy go „Pistolet”. Archiwum KWP, gdzie pracowałem, mieściło się na Mokotowskiej, tuż przy Domu Metodystów, naprzeciwko pałacyku, który do tej zresztą pory stoi. Wtedy w tym pałacyku mieściła się jakaś instytucja niemiecka. Wykonując swoją pracę na dokumentach agentury, siedziałem przy oknie i niemalże patrzyłem w oczy żołnierza niemieckiego stojącego po drugiej stronie ulicy i pilnującego wejścia do pałacyku.
 
Pan wiedział, jak sprawy, które Pan prowadził, dalej toczyły się w sądzie? Dostawał pan jakieś informacje, co się stało w konkretnej sprawie?
Nie. To byłoby wbrew regułom konspiracji. Czasem się domyślaliśmy, że to na skutek naszej działalności na przykład była egzekucja jakichś urzędników Arbeitsamtu. Przez moje ręce przechodziły też takie informacje, które dotyczyły znajomych.. Bardzo źle się z tym czułem. Na przykład dotyczyło to kolegi, który przed wojną pracował w ministerstwie i który, gdy Warszawa została zajęta i ważyły się losy tego ministerstwa, błagał mnie, żebym umożliwił mu dalsze zatrudnienie. Okazało się, że można go ulokować w oddziale terenowym. Bardzo szybko awansował. W pewnym momencie na moim biurku pojawia się donos na niego. Był oskarżany o to, że utrudnia, a nie ułatwia Polakom załatwianie spraw. Można było u niego wszystko załatwić, tylko że za odpowiednią łapówkę. Za taką rzecz mógł grozić wyrok śmierci. Za wiedzą Moczarskiego sprawę odłożyliśmy… Po okresie stalinowskim, gdy byłem już adwokatem, okazało się, że ten kolega też jest adwokatem… Świetnie sobie poczyna, nie wyrzucili go z adwokatury, tak jak mnie… Mieliśmy nawet w sądzie wspólne sprawy. Niedawno umarł, a w nekrologu czytam: „niezłomny patriota”… (śmiech)

Udało się zejść z oczu Niemcom?
Do czasu. Przed Wielkanocą 1943 roku dostałem w nocy telefon od mojego konspiracyjnego współpracownika, że moja koleżanka z byłej pracy, z którą z ramienia podziemia współpracowałem przy legalizacji ludzi, została aresztowana przez gestapo. Nawet chwili nie czekałem. Wyszedłem z domu tak jak stałem, mimo że była już godzina policyjna. Przenocowałem u znajomego, a rano powiadomiłem o swojej sytuacji jedną z moich najbliższych współpracowniczek konspiracyjnych. Powiedziała: „Niech pan sobie pojeździ po Warszawie tramwajem. Znajdę panu lokum”. Załatwiono mi mieszkanie i fałszywe papiery na nazwisko realnie istniejącego, też urodzonego w 1914 r., ale już zmarłego Zygmunta Pluty. Okazało się, że aresztowana koleżanka nie sypnęła (potem przeszła Oświęcim) i w miarę bezpiecznie mogłem znowu podjąć działalność. Załatwiono mi mocne papiery zatrudnionego w przedsiębiorstwie inżynieryjnym działającym na potrzeby niemieckiej armii. Żeby było śmieszniej, to nawet byłem tam ubezpieczony, wiec nabywałem okres potrzebny do emerytury. Niedługo później, ponieważ Niemcy zaczęli dostawać w skórę w Rosji i było wiadomo, że walki będą się toczyły i w Polsce, skończyłem Podchorążówkę im. Lisa-Kuli.

Wiedza tam zdobyta przydała się w powstaniu?
Powstanie zastało mnie podczas wykonywania w terenie zadania zleconego przez Moczarskiego. Moczarski, mając bezpośredni kontakt z gen. Rzepeckim[2], kierownikiem VI Oddziału Komendy Głównej AK, czyli Biura Informacji i Propagandy (BiP)[3], do którego należał też sam Moczarski, mówił mi już na kilka dni przed powstaniem, że trwają narady w sprawie jego rozpoczęcia. 1 sierpnia, podczas, jak już wspomniałem, wykonywania zadania, jechałem rikszą z Bednarskiej na Krakowskie Przedmieście, i tam zastała mnie strzelanina. Dojechaliśmy do Nowego Światu i w zasadzie dalej już jechać się nie dało, bo trwały regularne walki. Musiałem skryć się w bramie i siedziałem tam całą noc. Dopiero potem udało mi się przebić przez zdobyty już przez nas plac Napoleona (dziś Powstańców) i wrócić do matki na Twardą gdzie mieszkaliśmy. Następnie od przypadkowo spotkanego kolegi dowiedziałem się, że Moczarski znajduje się w podziemiach Banku PKO na Świętokrzyskiej (dziś Poczta Główna). Moczarski mnie zagospodarował i włączył do podległej sobie komórki łączności w BiP-ie AK. Miałem chodzić po mieście i zbierać informacje potrzebne do opracowywania wiadomości prasowych. Ale moim pierwszym zadaniem było zajęcie się archiwum KWP. Ponieważ przed powstaniem wydawało się, że Śródmieście może być narażone na niebezpieczeństwo, przenieśliśmy archiwum w aleję 3 Maja, koło wiaduktu Mostu Poniatowskiego, po prawej stronie. Usiłowałem na polecenie Moczarskiego tam dotrzeć, przejść dołem z Solca pod wiaduktem. To okazało się niemożliwe, dlatego że cały wiadukt i most były obsadzone przez Niemców. Przy okazji zobaczyłem, jak żyje Powiśle, jak tam jest spokojnie, ludzie żyją jak przed wojną, mają wodę i światło. Na wysokości ulicy Czerwonego Krzyża była linia frontu. Stały fachowo zbudowane barykady z przejściami pod nimi, ze schodkami. Niemcy nie wykazywali zbyt dużej aktywności, ostrzeliwując tylko od czasu do czasu pusty gmach ZUS przy Książęcej (obecnie Szpital im. prof. Orłowskiego). Prawdziwą wojnę zobaczyłem dopiero w Śródmieściu, na Brackiej, w okolicach Domu Braci Jabłkowskich. Tam uderzyły pociski krowy[4]. Było mnóstwo ludzi spalonych żywcem. To były granaty fosforowe. Co ciekawe, w tym okresie można było w miarę bezpiecznie przemieszczać się po mieście między godziną pierwszą a trzecią, bo wtedy Niemcy robili sobie przerwy.

Jaki panował nastrój wśród ludności Warszawy?
Na początku wręcz euforyczny. Ludzie się cieszyli, że przyszła Polska. Wywieszali flagi, budowali barykady, częstowali powstańców tym, co kto miał. Dopóki nie przyszły naloty samolotów. Z początku jeszcze mówiono: jeszcze dzień, dwa, i się skończy. Później w miarę nasilenia walk nie przebierano już w słowach. W piwnicach siedzieli ludzie w strasznych warunkach. Chorzy, starcy, dzieci, głodni, bez lekarstw, wody... Przechodząc przez piwnice, słyszałem złorzeczenia. Zdawałem z tego relacje, ale oczywiście o złych nastrojach się nie pisało.

A co się działo z Pańską rodziną?
Matkę i siostrę z małym dzieckiem musiałem przenieść z Twardej, gdzie mieszkaliśmy, bo w tym miejscu robiło się gorąco, cały czas trwały niedaleko ciężkie walki o budynek PAST-y. Dostałem przydział mieszkania na Złotej. Było to mieszkanie po jakimś volksdeutschu. Przyszliśmy tam z matką i konieczne było dokonanie formalnego odebrania mieszkania wraz ze spisaniem inwentarza. To pokazuje, jak zorganizowane było ówczesne Państwo Podziemne. Co ciekawe, inwentaryzacji dokonywał Marian Lechowicz[5]. To bardzo ciekawa postać. Poznałem go przed wojną jako działacza związku zawodowego urzędników dzięki Moczarskiemu (z którym dobrze się znali). Pamiętam, że Moczarski mówił, że Lechowicz ma „czerwone” poglądy. Potem, już za okupacji, Lechowicz był poprzednikiem Moczarskiego jako szef Oddziału Dochodzeniowo-Śledczego KWP. Jak mówił mi Moczarski, miał być swoistym łącznikiem ze środowiskiem podziemia komunistycznego. Z rozmów z Moczarskim wynikało, że Lechowicz mówił mu o pretensjach PPR skierowanych pod adresem AK, o jakiejś formy prześladowań, czemu Moczarski gwałtownie zaprzeczał. Potem okazało się, że Lechowicz był równolegle szefem kontrwywiadu w Wydziale Informacji Gwardii Ludowej – oddziałów zbrojnych PPR. W mieszkaniu na Złotej pojawił się natomiast jako funkcjonariusz powstańczych organów porządkowych. Potem, po powstaniu, widywałem się z nim w Krakowie, gdy trwały dyskusje co dalej robić i widać było, że on jest za współpracą z nowymi władzami. Mówił, że teraz będzie prawdziwy socjalizm. Mimo wszystko byłem zaskoczony, gdy zobaczyłem go w mundurze milicjanta na ulicy Krakowa. Później Lechowicz był ściśle związany z Gomułką. Był ministrem ds. aprowizacji. Był raz na dole, raz na górze. Jak z Gomułką było dobrze, to Lechowicz był ważną personą, a jak źle, to Lechowicz szedł na dno, jak wtedy, gdy aresztował go UB i gdy poddawano go torturom, by wyciągnąć z niego jakieś informacje przeciwko Gomułce. Wiem też, że po 1956 roku Moczarski, który mocno zaangażował się w działalność oficjalnego Stronnictwa Demokratycznego, był z Lechowiczem w częstych kontaktach.
Ale, wracając do rodziny… Gdy walki dotarły również z dużą intensywnością na Złotą, przeniosłem rodzinę na Powiśle, na ul. Smulikowskiego, gdzie wydawało się, że jest najspokojniej. Tam też nocowałem 8 września, gdy Niemcy i ich ukraińscy sojusznicy zaatakowali nagle, niszcząc nasze oddziały. Ukraińcy zaczęli wypędzać wszystkich z domów. Byli wściekli, wszędzie na ulicach leżały trupy poległych. Pędzili wszystkich, w tym mnie z matką i siostrą z synkiem, do zbiorczego punktu, którym był dziedziniec ZUS-u. Przepędzili nas później Wybrzeżem Kościuszkowskim w kierunku Bednarskiej. Po Wybrzeżu jeździły sobie spokojnie niemieckie tygrysy. Kierowca jednego z nich bawił się, rozpędzając czołg i jadąc w kierunku naszej zbitej w tłumek grupy. Ci, którzy byli w pierwszym szeregu, straszliwie krzyczeli. Minął nas w ostatniej chwili, skręcając, a kierowca śmiał się ze swojego dowcipu. Potem Bednarską popędzili nas na Krakowskie Przedmieście pod pomnik Mickiewicza, gdzie dołączały do nas kolejne grupy. A potem znowu Senatorską na Wolę, aż do kościoła św. Stanisława, i tam nas ulokowali. Następnego dnia kobiety i dzieci wywieziono do Pruszkowa (matkę z siostrą i dzieckiem, jak się potem okazało, puszczono po drodze wolno) a mężczyzn, w tym mnie, z powrotem pognano do Warszawy, gdzie w okolicach placu Saskiego musieliśmy rozbierać barykady oraz nosić rannych do szpitala, który urządzono w Hotelu Europejskim. Nie wiedziałem, czy wyjdę z tego żywy. Udało się jednak i trafiliśmy do Pruszkowa. Tam dzięki pomocy polskiego lekarza udało mi się symulować chorobę i zostałem wysłany wraz z innymi chorymi otwartą węglarką do Częstochowy. Po drodze ludzie byli niezwykle życzliwi. Hasło „Warszawa” otwierało wszystkie serca. Tak było również w Częstochowie, gdzie wyrwaliśmy się z konwoju dzięki pomocy pań z Rady Głównej Opiekuńczej. Zacząłem pracę dla tej organizacji, opiekując się wychodźcami z Warszawy. Przypadkowo spotkałem swojego szwagra, który miał rozległe kontakty w Krakowie, i mogłem jeszcze przed końcem 1944 roku znaleźć się pod Wawelem. Szwagier ściągnął tam resztę rodziny z Brwinowa, gdzie matka z siostrą się zatrzymały.

Jak przyjął Was Kraków?
To było dziwne. Z jednej strony byliśmy przyjmowani dobrze jako ci, którzy przed chwilą walczyli, ale z drugiej strony z nieufnością. Bano się chyba, że i u nich będziemy chcieli zrobić powstanie, (śmiech) Z pewnością my, obszarpańcy ze stolicy, wyróżnialiśmy się na tle dostatnich, modnie ubranych krakusów. Szczególnie ciężka współpraca była z Okręgiem Krakowskim AK. Ja nawiązałem znowu kontakt z Moczarskim, który po rozbiciu całego dowództwa AK znalazł się blisko Okulickiego[6] i próbował odbudowywać struktury podziemia. Znowu zająłem się wytwarzaniem dokumentów w celu legalizacji ludzi z podziemia. Niemcy myśleli już raczej o stojącej u bram Krakowa Armii Czerwonej, a nie o łapaniu nas. Swoją drogą, przygotowywaliśmy się na wkroczenie armii radzieckiej. Sam dostawałem przemycone przez front egzemplarze różnych radzieckich dokumentów do podrobienia. Przygotowując się do tego co będzie, zmienialiśmy swoje pseudonimy, reorganizowaliśmy struktury. Przyszedł rozkaz o rozwiązaniu AK. Powstała Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj. Część ludzi wycofała się z konspiracji. Ja natomiast zostałem szefem ekspozytury BiP-u w Krakowie. Organizowaliśmy akcje ulotkowe, a nawet razem z żoną Moczarskiego, Zosią, przeprowadzaliśmy transmisje audycji radiowych do Londynu. Podczas jednej z nich sam byłem spikerem. Prowadziłem archiwum krakowskiego BiP-u aż do aresztowania w sierpniu 1945 roku.

Jak do tego doszło?
Zupełnie przypadkowo. To był 1 sierpnia. Rocznica powstania. W jednym z kin była rocznicowa akademia. Dwie znajome, które przypadkowo spotkałem, zaciągnęły mnie na nią. W trakcie uroczystości przemawiał jakiś generał, przedstawiciel nowej władzy. Było to wystąpienie bardzo krytyczne wobec powstańców. Sala była nabita młodymi ludźmi i zaczął się tumult. Ktoś rozrzucił ulotki, a ponieważ miałem akurat przy sobie partię swoich ulotek, skorzystałem z okazji i też je rozrzuciłem. Wyszliśmy z kina, gdy nagle czuję na plecach coś twardego. „Państwo pozwolą z nami”. Zgarnęli nas na UB. Przesłuchiwali mnie dwie doby. Miałem szczęście, bo mnie nie bili. Nawet pozwolili kupić sobie bułkę. Jak się zorientowałem po pytaniach, nie znaleźli w moim mieszkaniu skrytek, w których ukryte były maszyny do pisania, dokumenty, radiostacja i pieniądze. Siedziałem dwa miesiące. Udało mi się wysłać gryps do rodziny, która wiedziała że jestem w więzieniu, i dostarczyła mi ciepłe ubranie. Do Krakowa przyjechał sam Moczarski, by pocieszyć moją matkę. Pewnego dnia niespodziewanie wezwał mnie do siebie zastępca kierownika krakowskiego Urzędu Bezpieczeństwa, były partyzant, rozsądny i przyzwoity facet. Wypuścili mnie. Okazało się, że moja znajoma z okupacyjnego podziemia obecnie zajmuje się w Krakowie handlem i dostarcza wypieki – torty, ciasta – między innymi żonie zastępcy komendanta UB. W międzyczasie aresztowano Moczarskiego. Okazał się bardzo naiwny, bo ubzdurał sobie, że będzie prowadził negocjacje z UB w sprawie wyprowadzenia ludzi z AK z lasów. Tak, żeby przestano ich ścigać i wzajemnie się zabijać. Nawiązał kontakt z samym Różańskim[7], który oczywiście ręczył Moczarskiemu słowem honoru za bezpieczeństwo, po czym, wsadził go do więzienia, z którego Moczarski wyszedł po 10 latach, mając w międzyczasie trzy wyroki śmierci.

Co Pan robił po opuszczeniu więzienia?
Podjąłem decyzję o ucieczce na Zachód. Zresztą jeszcze przed wkroczeniem Armii Czerwonej Moczarski pytał mnie, czy nie wycofam się na Zachód pod osłoną Niemców, jak to uczyniły niektóre oddziały NSZ[8]. Zaproponował mi wręcz transport i kontakt do tych oddziałów. Dla mnie ta perspektywa bliższych związków z NSZ-em była tak obrzydliwa, że kategorycznie odmówiłem. Chciałem uciekać przez Czechosłowację, próbowałem dwa razy, ale obie próby się nie udały.
Musiałem podjąć szybko decyzje życiowe. W Krakowie byłem spalony. Nie byłem niczym związany. Zapewniłem rodzinie stabilizację, bo kupiłem matce sklep spożywczy, który doskonale prosperował. Sam zresztą załatwiałem jej towar. Starsza siostra studiowała na SGGW, młodsza kończyła gimnazjum. Gdy wyszedłem z więzienia, zobaczyłem, że ludzie mieli dość wojny. Sam fakt, że pojawili się żołnierze w mundurach polskich, chociaż orzełki były trochę inne, społeczeństwo odbierało pozytywnie. Obserwowałem to w Krakowie. Po ucieczce Niemców Kraków błyskawicznie się odrodził. Ni z tego, ni z owego zjawiły się normalne sklepy załadowane towarem. Ludzie chcieli znowu cieszyć się życiem, uczyć, bawić… Widziałem, że również koncepcja działalności podziemnej się zmienia. Powstał WiN[9] jako organizacja oporu cywilnego, a nie zbrojnego. Na czele stanął Rzepecki – wcześniej rozwiązał Delegaturę Sił Zbrojnych, której byłem członkiem. Chciał się nawet ze mą spotkać, ale w listopadzie został aresztowany. Generał Mazurkiewicz „Radosław”[10], szef Delegatury na centralną Polskę, wzywał AK-owców pozostających w podziemiu do ujawniania się. Ujawniło się 50 tys. ludzi. Miałem wrażenie, że cała organizacja podziemna rozeszła się w szwach.
I wtedy ni z tego, ni z owego dostaję kartkę od Zosi Płoskiej, żony Moczarskiego, z informacją, że tworzony jest w Warszawie Centralny Urząd Planowania[11], jest tam cała nasza przedwojenna ekipa z ministerstwa, a na czele stoi przedwojenny socjalista Bobrowski[12]. „Przyjeżdżaj, potrzebujemy ciebie”. Pojechałem do Warszawy i od razu wpadłem w wir pracy. Przygotowywałem wstępne akty prawne, które były potrzebne do zainicjowania działalności CUP-u (mieścił się w nowoczesnym, niezburzonym budynku przy ulicy Lwowskiej).

Dopiero co był Pan aresztowany, ma Pan zamiar wyjechać na Zachód i nagle zaczyna Pan pracować dla urzędu, który jest urzędem oficjalnym …
Doszedłem do wniosku, że jeszcze nie wiadomo, co będzie; absolutnie nie miałem zaufania do nowej władzy, ale skoro zetknąłem się w CUP z tymi ludźmi, którzy byli pełni entuzjazmu – Zosia Płoska, Bobrowski – dyrektor departamentu w przedwojennym Ministerstwie Rolnictwa, Tadeusz Kochanowicz, który dopiero co wrócił z Anglii, a tam kierował komórką polską BBC… Do Polski wraca z Londynu Mikołajczyk – były szef rządu na emigracji… Zresztą to wszystko było wymieszane. Wie pan, ja w podziemiu, jako pracownik delegatury zajmujący się m.in. legislacją, miałem do czynienia z projektami aktów prawnych rządu londyńskiego. One były bardzo radykalne społecznie, wręcz radykalnie socjalistyczne. Trwał swoisty wyścig na radykalizm z komunistami.
Ja zresztą nie ukrywałem w ankietach personalnych tego, że należałem do AK, podawałem jeden (ze względów bezpieczeństwa) ze swych pseudonimów. Ciągle jednak istniały podejrzenia, czy nie mam czegoś wspólnego z WiN-em, nie mogłem zatem czuć się bezpiecznie.
Sytuacja była płynna. Nie wiadomo było, w którą stronę to pójdzie. Z jednej strony był strach przed upodobnieniem do ZSRR, z drugiej był Gomułka, który był komunistą, prawdziwym komunistą, ale moim zdaniem i polskim patriotą, który realnie oceniał sytuację w kraju i społeczeństwie.
Powiem panu więcej. Wie pan, że tę rękę ściskał prezydent Bierut? (śmiech) Tak, tak. W kilka miesięcy po wyjściu z więzienia witałem Bieruta, który przyjechał z Belwederu w odkrytym powozie z asystą szwoleżerską, na otwarcie nowej siedziby CUP-u przy Frascati. A ponieważ ja już byłem wyższym urzędnikiem CUP-u, stałem w pierwszym rzędzie witających pana prezydenta Bieruta, który raczył nam wszystkim podawać rękę. Dosyć operetkowo to wszystko wyglądało.
Jednocześnie zacząłem robić doktorat na Uniwersytecie Warszawskim. Z ekonomii. Ponieważ wtedy byłem już specjalistą od spraw zatrudnienia i płac, wicedyrektorem Departamentu Zatrudnienia i Płac w CUP-ie, wybrałem temat „Utajone bezrobocie”, niezbyt zgodny z poglądami ówczesnej władzy. Zresztą przy okazji jakiejś konferencji ściąłem się z samym Sokorskim[13], który wtedy był szefem oficjalnych związków zawodowych. Wtedy wszystko było traktowane, jak by to ująć… pompatycznie, no więc pełne zatrudnienie, praca dla każdego itd. Pan może sobie wyobrazić, jaka była reakcja na moje tezy… On w pewnym momencie zaniemówił.

Do kiedy trwał taki stan przejściowy?
Już w 1948 roku dominował w sektorze gospodarki Hilary Minc[14], który forsował system gospodarki centralnie sterowanej. Pozycja Bobrowskiego gwałtownie słabła. Zresztą cały czas nie było stabilności. Zmroziła mnie historia z Różańskim…

...???          
Nazwisko Różańskiego poznałem w rozmowach z Moczarskim jeszcze przed moim aresztowaniem. Sam poznałem go w niespodziewanej sytuacji. Odprowadzałem koleżankę, która przyjechała ze Szwajcarii nas odwiedzić. Ponieważ była zaprzyjaźniona z Bobrowskim, wzięła od niego jakieś przesyłki na Zachód i służbowym samochodem odwiozłem ją na lotnisko. Została zatrzymana na cle i wtedy na lotnisko przybył autem Różański… w mundurze, wyelegantowany. Wszedł do środka, po chwili wyszedł i powiedział, że jeśli czekam na swoją koleżankę, to już nie muszę. Siedziała trzy miesiące w piwnicach obecnego Ministerstwa Sprawiedliwości. Zresztą później została wysokim urzędnikiem ONZ i często odwiedzaliśmy się – ja ją w Szwajcarii, gdzie mieszkała, a ona mnie w Warszawie.
Po zjednoczeniu PPR i PPS zaczął się schyłek. My, ekipa Bobrowskiego, nie zostaliśmy zwolnieni z CUP-u, tylko przeniesieni w charakterze doradców z różnych dziedzin. Dali nam jakieś pokoje w oficynach. Tam siedzieliśmy, nic nie robiąc.
Nie byłem tym specjalnie przejęty, bo i tak moim planem życiowym była adwokatura. A po to, żeby być adwokatem, musiałem odbyć aplikację sądową i aplikację adwokacką. Jak zrobić aplikację sądową? Znowu pomógł przypadek. Dowiedziałem się, że dyrektorem Departamentu Osobowego w Ministerstwie Sprawiedliwości jest Kapitaniak[15] – mój bardzo dobry znajomy, współpracownik z AK Kazika Moczarskiego. Załatwił, że mogłem, pracując w CUP-ie, być jednocześnie praktykantem w sądzie grodzkim. Potem byłem i w sądzie okręgowym, i w apelacyjnym. To nie trwało długo, bo ni z tego, ni z owego otrzymałem zawiadomienie, że w Łodzi jest sesja egzaminacyjna dla aplikantów sądowych na stanowiska sędziowskie, gdzie mam zdawać egzamin. Na ten egzamin się nie stawiłem i nie zostałem sędzią. Już wtedy, gdy aplikowałem, w przedwojennym środowisku prawniczym była panika. Do zawodu wprowadzano tych „po Duraczu”[16]. Po sześciomiesięcznym kursie otrzymywali skierowanie do Rady Adwokackiej, żeby dostać wpis na listę adwokatów. Ja postarałem się o aplikację adwokacką. Egzamin zdawałem jeszcze w 1947 roku.

Od razu zaczął Pan wykonywać zawód?
Tak. Miałem prywatną praktykę/kancelarię na Noakowskiego12 m. 5, mam do tej pory tabliczkę w piwnicy, proszę pana. Na początku wszystko układało się dobrze, ale potem zaczęła się akcja weryfikacyjna. W 1950 roku wprowadzono nową ustawę o adwokaturze, która właściwie likwidowała samorząd. Zostały zamknięte prywatne kancelarie i zostałem przeniesiony do Zespołu Adwokackiego nr 13 w alei 3 Maja. Rozpoczęła się też weryfikacja adwokatów. Stanąłem przed komisją weryfikacyjną składającą się chyba z robotników i uznano mnie za nieprzydatnego do wykonywania zawodu. W 1953 roku ostatecznie dostałem zawiadomienie, że zostałem skreślony z listy adwokatów.
Złożyłem odwołanie do Ministerstwa Sprawiedliwości. Miałem nawet osobiste spotkanie z ministrem sprawiedliwości Świątkowskim[17]. Był znanym przedwojennym adwokatem. Jedyne, co od niego usłyszałem, to pouczenie o obowiązkach socjalistycznego adwokata. Chyba się bał, bo wyciągnięto mu jakieś nieprawomyślne z punktu widzenia ówczesnej władzy teksty z czasów wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku. Szef zespołu adwokackiego, do którego należałem (był członkiem PZPR), poszedł ze mną interweniować do warszawskiego Komitetu Miejskiego PZPR, który mieścił w Alejach Jerozolimskich. Okazało się, że pierwszy sekretarz jest nieobecny, ale jest drugi. Wchodzimy do gabinetu, a tu się okazuje, że tym sekretarzem jest znajomy dyrektor instytucji filmowej, gdzie byłem wcześniej radcą prawnym. Udało się uzyskać zgodę na zatrudnienie mnie jako zwykłego pracownika w zespole adwokackim, gdzie faktycznie wykonywałem robotę adwokacką, którą firmowali inni. Straciłem uprawnienia adwokata, zostałem skreślony z listy, ale materialnie żyliśmy jak pączki w maśle. Zespół prowadził obsługę weksli, które nie zostały wykupione. Moi adwokaci w zasadzie niewiele musieli robić. Ja im zorganizowałem pracę i samo się kręciło.

Potem przyszedł przełom października 1956…
Tak, zostałem ponownie wpisany na listę adwokatów. I bardzo szybko zacząłem być równocześnie radcą prawnym, bo do 1963 roku można było wykonywać zawód adwokata i być radcą. Po 1963 roku musiałem opuścić zespół, bo już nie mogłem wykonywać zawodu w tej formule, i do 2000 roku byłem radcą w wielu przedsiębiorstwach, spółdzielniach, stowarzyszeniach… A w 1982 roku w Pałacu Kultury uczestniczyłem w spotkaniu warszawskich radców prawnych, kiedy zakładano nasz samorząd. Był na to najwyższy czas, bo nasilały się animozje między tymi, którzy byli radcami, a tymi, którzy wykonywali zawód adwokata. Do 1982 roku radcowie byli postrzegani jako „niedorobieni” prawnicy.
 
 
 

[1] Delegatura Rządu na Kraj – tajny naczelny organ władzy administracyjnej w okupowanej Polsce, utworzony w 1940 r. Na jej czele stał delegat rządu na kraj, podporządkowany Rządowi RP na uchodźstwie. Delegatura kierowała pracą pionu cywilnego Polskiego Państwa Podziemnego. Do jej zadań należało utrzymanie ciągłości instytucji państwowych, zapewnienie normalnego funkcjonowania państwa oraz przygotowanie do przejęcia kontroli nad krajem po zakończeniu wojny.
[2] Jan Rzepecki (1899–1983) – pułkownik WP. Od 1914 r. żołnierz Legionów Polskich. W 1939 r. w sztabie Armii „Kraków”. Podczas okupacji w Komendzie Głównej AK. Po powstaniu warszawskim w niewoli niemieckiej. Po powrocie z niewoli organizator i dowódca podziemnej Delegatury Sił Zbrojnych do jej rozwiązania w sierpniu 1945 r. We wrześniu 1945 założył konspiracyjne Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość. Aresztowany, skazany na karę ośmiu lat więzienia. Zwolniony na mocy amnestii w 1947 r. Zawierzywszy gwarancjom UB o nierepresjonowaniu ujawnił swoich współpracowników i nawoływał do ujawnienia się pozostałych członków WiN-u. Wykładowca Akademii Sztabu Generalnego WP. W 1949 ponownie aresztowany i więziony do 1954. Po 1956 r. pracownik Instytutu Historii PAN. 
[3] BiP – Biuro Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej – konspiracyjna instytucja Państwa Podziemnego. Do zadań BiP-u należało m.in. informowanie polskiego społeczeństwa o działaniach polskiego rządu w Londynie, dokumentowanie działań okupanta niemieckiego, walka psychologiczna z propagandą hitlerowską, zbieranie informacji, raportów, archiwizowanie rozkazów.
[4] „Krowa” – niemieckie wyrzutnie rakietowe z okresu II wojny światowej. W okresie powstania warszawskiego przylgnęła do nich polska nazwa szafa lub krowa (z uwagi na charakterystyczny dźwięk słyszalny podczas odpalania pocisków).
[5] Włodzimierz Lechowicz (1911–1986) – absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. W 1933 r. rozpoczął współpracę z Komunistyczną Partią Polski. Od 1937 r. w WP został kierownikiem referatu zajmującego się m.in. zwalczaniem działalności komunistycznej w wojsku. Działał w ruchu związkowym pracowników umysłowych. Brał udział w tworzeniu Klubów Demokratycznych. Od jesieni 1942 r. działacz podziemnego Stronnictwa Demokratycznego. Kierownik Wydziału II Sztabu Generalnego Gwardii Ludowej, a później Oddziału II Sztabu Generalnego Armii Ludowej w stopniu kapitana. Pracował jednocześnie w aparacie Delegatury Rządu na Kraj, podejmując tam działania wywiadowcze na rzecz PPR. Uczestniczył w powstaniu warszawskim jako żołnierz AK. Od listopada 1944 r. do stycznia 1945 r. pełnił funkcję kierownika Wydziału Redakcyjnego w BiP-ie Komendy Głównej AK. Od lipca 1945 r. dyrektor Departamentu Osiedleńczego w Ministerstwie Ziem Odzyskanych kierowanym przez Władysława Gomułkę. W 1947 r. został posłem na Sejm Ustawodawczy. Od lutego 1947 r. minister aprowizacji i handlu. Aresztowany w 1948 r., skazany na 15 lat więzienia. W 1956 r. zwolniony z więzienia i zrehabilitowany . Od 1957 do 1972 r. był posłem na Sejm PRL. Niektórzy historycy podają, że był agentem radzieckiego wywiadu jeszcze w okresie międzywojennym. 
[6] Leopold Okulicki (1898–1946) – generał brygady Wojska Polskiego. Oficer Legionów Piłsudskiego. W 1939 r. oficer łącznikowy naczelnego wodza przy Dowództwie Obrony Warszawy. Współtwórca okupacyjnej konspiracji niepodległościowej. Komendant AK na terenach okupowanych przez ZSRR. Aresztowany przez NKWD , zwolniony na mocy układu Majski–Sikorski. Szef sztabu Armii Andersa. Ostatni komendant główny Armii Krajowej (wydał rozkaz o jej rozwiązaniu). Jeden z głównych zwolenników wybuchu powstania w Warszawie. Komendant główny podziemnej organizacji NIE. Aresztowany w marcu 1945 r. przez NKWD, skazany w procesie szesnastu na 10 lat więzienia. Zmarł w więzieniu na Łubiance. 
[7] Józef Różański (1907–1981) – ukończył Wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Od 1936 r. członek Warszawskiej Izby Adwokackiej. Członek Komunistycznej Partii Polski. Podczas II wojny światowej w ZSRR. Pracownik aparatu NKWD. Od 1944 r. w resorcie bezpieczeństwa publicznego PKWN. W 1947 r. mianowany pułkownikiem. Ponurą sławę zdobyły metody śledcze Różańskiego – sprowadzały się one do dopasowywania materiału śledczego do wcześniej opracowanych tez oskarżenia. Zeznania były wydobywane za pomocą tortur. Nadzorował m.in. śledztwa w sprawie oficerów podziemia niepodległościowego, np. płk. Rzepeckiego i Witolda Pileckiego, jak również działaczy komunistycznych, np. Mariana Spychalskiego i Włodzimierza Lechowicza. W 1957 r. skazany na 15 lat więzienia. W 1964 r. Rada Państwa zastosowała wobec niego prawo łaski. Po wyjściu z więzienia został urzędnikiem w Mennicy Państwowej.
[8] NSZ – Narodowe Siły Zbrojne, konspiracyjna organizacja wojskowa obozu narodowego działająca podczas II wojny światowej. 
[9] WiN – Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość (inna używana forma: Wolność i Niepodległość; pełna nazwa: Ruch Oporu bez Wojny i Dywersji „Wolność i Niezawisłość”) – cywilno-wojskowa organizacja antykomunistyczna założona 2 września 1945 r. w Warszawie. Jej trzon stanowiły pozostałości rozwiązanej Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj. 
[10] „Radosław” – Jan Mazurkiewicz (1896–1988) – członek Związku Strzeleckiego i żołnierz I Brygady Legionów Polskich. W okresie międzywojennym zawodowy oficer. Zastępca szefa Kedywu (Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej AK) Augusta Emila Fieldorfa ps. Nil,, potem dowódca Kedywu. W powstaniu warszawskim dowodził zgrupowaniem (nazwanym od jego pseudonimu Radosław), w którego skład wchodziły m.in. oddziały: Zośka i Parasol. W 1945 r. aresztowany przez UB. Zwolniony po miesiącu zwrócił się do AK-owców z apelem o ujawnienie się i skorzystanie z amnestii. W wyniku jego apelu ujawniło się ok. 50 tys. członków podziemia. W 1949 r. ponownie aresztowany, skazany na karę dożywotniego więzienia. W 1956 r. zwolniony i zrehabilitowany. Był wieloletnim wiceprezesem Zarządu Głównego ZBoWiD. W 1980 r. został awansowany do stopnia generała brygady. 
[11] CUP, Centralny Urząd Planowania – organ planowania gospodarczego w powojennej Polsce. Zajmował się przygotowaniem odbudowy kraju ze zniszczeń wojennych, opracowywał plany rozwoju gospodarczego (plan trzyletni) i nadzorował ich wykonanie. W 1949 r. został przekształcony w Państwową Komisję Planowania Gospodarczego. 
[12] Czesław Bobrowski (1904–1986) – profesor ekonomii, prawnik. Członek PPS, następnie PZPR. Uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r.[2]. Stażysta paryskiej Szkoły Nauk Politycznych (Ecole des Sciences Politiques). W okresie międzywojennym pracownik administracji rządowej. W 1939 r. ewakuował się do Rumunii i wstąpił do Wojska Polskiego we Francji. Po klęsce Francji uciekł z internowania w Szwajcarii do Londynu. Do Polski powrócił w 1945 r. Został prezesem Centralnego Urzędu Planowania (1945–1948). W 1948 r. odsunięty od polityki gospodarczej. W latach 1948–1950 pełnił funkcję posła w Sztokholmie. W obawie przed aresztowaniem uciekł do Francji. Po październiku 1956 r. wrócił do Polski, został wiceprzewodniczącym Rady Ekonomicznej przy Radzie Ministrów (1957–1963) i pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warszawskiego. Z UW odszedł po wydarzeniach marca 1968 r. W latach 1967–1971 był wykładowcą na Sorbonie. W latach 70. był ekspertem ONZ. Przewodniczący Konsultacyjnej Rady Gospodarczej w latach 1981–1987. Członek Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa PRL W. Jaruzelskim w latach 1986–1990.
[13] Włodzimierz Sokorski (1908–1999) – ukończył Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Warszawskiego. Od 1931 r. był członkiem Komunistycznej Partii Polski. Uczestnik kampanii wrześniowej. W latach 1943–1944 był współorganizatorem Związku Patriotów Polskich. Oficer 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Uczestnik bitwy pod Lenino. W latach 1945–1948 był sekretarzem Komisji Centralnej Związków Zawodowych. Minister kultury i sztuki (1952–1956), przewodniczący Komitetu ds. Radia i Telewizji (1956–1972), zastępca członka Komitetu Centralnego PZPR, poseł na Sejm PRL. 
[14] Hilary Minc (1905–1974) – działacz polityczny, ekonomista. Studiował prawo i ekonomię (doktoryzował się we Francji). Od 1922 r. członek partii komunistycznej. Pracownik GUS. Podczas wojny współtwórca, a następnie oficer polityczny 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Uczestnik bitwy pod Lenino. Od 1944 r. członek Biura Politycznego KC PPR. W 1946 r. objął tekę ministra przemysłu. Centralizował gospodarkę i wdrażał system nakazowo-rozdzielczy. W 1949 r. stanął na czele Państwowej Komisji Planowania Gospodarczego. Wicepremier. Autor planu 6-letniego. Od 1949 r. członek Komisji Bezpieczeństwa KC PZPR nadzorującej aparat represji stalinowskich w Polsce. 
[15] Zygmunt Kapitaniak (1905–1971) – sędzia sądu grodzkiego i okręgowego (1936–1942). W 1941 r. zaangażował się w działalność w Stronnictwie Demokratycznym, w tym samym roku rozpoczynając pracę dla Wydziału Informacji Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej ZWZ-AK, gdzie kierował referatem analizującym działalność ruchu komunistycznego. Od 1945 r. przewodniczący Zjednoczenia Demokratycznego. Po wojnie sędzia Okręgowego Sądu Apelacyjnego (1945–1949) oraz dyrektor Departamentu Nadzoru Sądowego Ministerstwa Sprawiedliwości (1946–1949). Przewodniczący Centralnego Sądu Partyjnego (od 1949 r.). W latach 1964–1971 pełnił obowiązki przewodniczącego Głównego Sądu Koleżeńskiego ZBoWiD. 
[16] Kursy Duracza – dwuletnie kursy przyuczające do wykonywania zawodów prawniczych, które prowadziła Centralna Szkoła Prawnicza im. Teodora Duracza. Miały w szybkim tempie wykształcić nowe kadry dla stalinowskiego wymiaru sprawiedliwości. Szkoła funkcjonowała w latach 1948–1953. 
[17] Henryk Świątkowski (1896–1970) – prawnik, poseł na Sejm II RP (1928–1935) z list PPS, od 1934 r członek Rady Naczelnej PPS. Podczas okupacji pracował jako radca prawny w Spółdzielni Mieszkaniowej Domy Spółdzielcze. Aresztowany przez gestapo. Po zwolnieniu z obozu koncentracyjnego w konspiracyjnych szeregach Robotniczej Partii Polskich Socjalistów. Od 1944 r. poseł do Krajowej Rady Narodowej. Walczył w powstaniu warszawskim w szeregach Armii Ludowej. Po wojnie przystąpił do PPS Edwarda Osóbki-Morawskiego. Inicjator powołania uniwersytetu w Toruniu. Poseł na Sejm PRL I kadencji (1952–1956). Członek KC PZPR i Biura Politycznego. Przewodniczący Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Członek komisji przygotowującej projekt Konstytucji PRL z 1952 r. Minister sprawiedliwości w rządzie KRN i w kolejnych rządach powojennych (1945–1956). Pod jego kierownictwem dokonano unifikacji i laicyzacji prawa rodzinnego i prawa o aktach stanu cywilnego oraz zapoczątkowano prace nad kodyfikacją prawa cywilnego i karnego. Współodpowiedzialny za wykorzystywanie sądownictwa do represjonowania opozycji politycznej i działaczy niepodległościowych. W latach 1958–1962 był dziekanem Wydziału Prawa UW. Jeden ze współzałożycieli Zrzeszenia Prawników Polskich.
 

Prawo i praktyka

Przygody Radcy Antoniego

Odwiedź także

Nasze inicjatywy