26.04.2024

Byliśmy jak Bonnie i Clyde

opublikowano: 2014-04-30 przez: Mika Ewelina

Mniej więcej rok temu, z sobie tylko znanych powodów, brukowce i pisemka plotkarskie przypomniały pewien proces. Nastąpiło jednak dziwne pomieszanie materii: pomylone zostały ofiary, pomyleni zostali sprawcy, a pewnemu dość znanemu artyście przypisano współsprawstwo i podżeganie do zabójstwa tylko dlatego, że znał, w sensie biblijnym, przyjaciela mordercy. A prawdziwa historia przedstawia się tak:
Pewien aktor trudnił się graniem epizodów w filmach. Grywał na przełomie lat 60. i 70. XX wieku w warszawskich teatrach. Nie zrobił jednak wielkiej kariery. Największą rolą była postać Karola w filmie „Godzina pąsowej róży” Haliny Bielińskiej z 1963 r. Poza tym same „ogony”. Wielbicielom Hansa Klossa mógł mignąć w przedostatnim odcinku, nad jeziorem, jako polski kapitan…

Żył w stałym związku z partnerem, zwanym czule Robaczkiem, również aktorem. Robaczek występował często w Teatrze Telewizji, grał także głosem: podkładał głos w polskich dubbingach, robił to zresztą niemal do dziś. Czasy były takie, że z popularnością łączyła się możliwość wyjazdów na Zachód. Robaczek miał możliwości podróży, a nasz bohater – większą smykałkę do interesów. Zaczął się zatem przemyt różnych dóbr trudno osiągalnych wówczas w PRL: zachodnich dżinsów, kosmetyków… Początkowo bez wiedzy, potem ku przerażeniu Robaczka. Do skromnej gaży nasz bohater jął więc dorabiać drobnymi kradzieżami. A to skarpetki w sklepie, a to jakieś portki, a to aparat telefoniczny z hotelu, a to płaszcz znajomego („A po co zostawiał go w aucie? Przecież było wiadomo, że dla mnie…”, bronił się.) Dziś twierdzi, że czynił to… ze zbytniego rozumu i z nadmiaru okazji.

– Po prostu chodzi o to, że wysoka inteligencja, sama kojarząc wiele danych, widzi więcej różnych możliwości, więc dlaczego z nich nie korzystać? – wzrusza dziś na to wszystko ramionami. – Ja zawsze miałem mnóstwo pieniędzy. Byłem bogaty z domu. Pochodzę z dobrej, przedwojennej rodziny. Moje mieszkanie zdobiły płótna Kossaka, Fałata. To był ogromny majątek, który w czasie rozprawy wyceniono na ponad milion złotych[1]. (Wspomniana rozprawa toczyła się czterdzieści lat temu. Ówczesny milion złotych to… mniej więcej dzisiejszy milion złotych, choć jego siła nabywcza była znacznie niższa.)

W 1963 r. w warszawskich salonach huczała plotka: okradli Starowieyskich!

– Zegary im ukradli…
– Patrz pan, co za porządny złodziej, zmienił kwiatkom wodę w wazonie…

Franciszek Starowieyski, malarz i scenograf, był kolekcjonerem antyków. Jego dom był pełen bezcennych przedmiotów, tymczasem zginęło tylko kilka zabytkowych zegarów. Owszem, to „tylko” właściciel wycenił na 130 tys. złotych, niemniej straty mogły być znacznie wyższe. Czy złodziej nie znał się na rzeczy? Czy motyw rabunkowy miał być tylko przykrywką? Okazało się, że powodem była… babska zazdrość. Żona reżysera Konrada Swinarskiego Barbara podejrzewała żonę Starowieyskiego Ewę o romans ze swoim mężem, a z zemsty chciała zniszczyć jej paszport. Z kolei nasz bohater był zdania, że Ewa Starowieyska roznosi plotki o jego homoseksualizmie, co mu szkodzi w oczach dyrekcji teatrów. Na jakimś przyjęciu Barbara wdała się z Ewą w czułą rozmowę, a tymczasem nasz bohater gmerał w jej płaszczu i robił odcisk klucza. Klucz dorobiony z odcisku nie pasował. Aktor wybił na chama okno w willi Starowieyskich i zabrał, co mu pod rękę wpadło.

– Gdybym nic nie zabrał, to by było podejrzane. Wziąłem tyle, ile mogłem udźwignąć. Byliśmy przesłuchiwani na milicji w sprawie tego włamania. Ja sam potem rozmawiałem z Franciszkiem Starowieyskim na temat tej kradzieży, wyrażałem ubolewanie i współczucie. To wszystko strasznie zabawne było – opowiadał po latach.

Po latach też miało się okazać, że milicja rozpaczliwie starała się wyciszyć sprawę, bo Swinarska była cenioną współpracownicą SB. Zainteresowanych tym wątkiem odsyłam do akt IPN… 
I może na tym by się przestępcza kariera bohatera skończyła. Może żyłby nadal z Robaczkiem, dorabiając goszczeniem zagranicznych aktorów przyjeżdżających do Polski, którzy rewanżowali się za lokum dobrami powszechnego użytku u nas niedostępnymi, bohater z Robaczkiem sprzedawali je i wszyscy mogli żyć długo i szczęśliwie.
 
Ale nasz bohater… zakochał się.

Niefortunnie obiektem jego westchnień został poznany na Starówce siedemnastolatek, absolwent hydraulicznej zawodówki, specjalność: monter urządzeń sanitarnych. I zdawał mu się cherubinek Andrzejek prymitywnym zwierzątkiem nieufnym do wszystkich i wszystkiego, i czuł potrzebę otoczenia go dobrocią i serdecznością, i zabierał chłopaka na przyjęcia bohemy, i rzucił dla niego Robaczka... Dzieciakowi oczywiście imponowało środowisko aktorskie, trunki, samochody, nazwiska…

– Nie wszystkie te pieniądze są zdobyte uczciwie. Są szybsze sposoby wzbogacenia się niż stawanie na scenie – tłumaczył mu nasz bohater.

Pewien znajomy bohatera, Stanisław, sprzedał samochód i dysponował gotówką. Bohater zaprosił go w gości. Nagle w mieszkaniu zgasło światło. Dwudziesty stopień zasilania? Nie – to Andrzejek wykręcił bezpiecznik na klatce schodowej, wśliznął się do mieszkania i penetrował po ciemku płaszcz gościa. Znalazł klucz. Zrobił odcisk. Następnego dnia zakochana para odwiedziła Stanisława pod nieobecność gospodarza. Klucz pasował, ale gotówki nie było – Stanisław zdążył wpłacić ją do banku. Andrzejek z bohaterem zabrali więc, co znaleźli: kożuch, czapkę futrzaną, jakieś ubrania, tranzystor… Bohater dał kożuch do przefarbowania i sam go potem nosił, w czapce chodził Andrzejek. Ofiara wyceniła straty na 19 tys. złotych Sprawcom było mało.

Mira Grelichowska-Wajda, artystka estradowa, wdowa po Szczepciu z „Lwowskiej Wesołej Fali” – Kazimierzu Wajdzie, lubiła się pokazywać jako osoba zamożna. Gości podejmowała na srebrnej zastawie, chwaliła się biżuterią. Bohater wiedział, że w ciągu tygodnia Mira mieszka w Warszawie, a jej willą w Piasecznie opiekuje się tylko gosposia. Pojechali z Andrzejkiem. Robili rozpoznanie. Chodzili pod oknami. Sprawdzali okiennice.

– Byliśmy jak Bonnie i Clyde. Wspólne przestępstwa potęgują uczucie. To było coś niesamowitego – wzdycha bohater.

Po kilku dniach wrócili. Andrzejek wybił szybę chronioną niezaryglowaną okiennicą. Przybiegła gosposia. Dostała pięścią w głowę, Andrzejek związał nieprzytomną i położył na dywanie twarzą do podłogi. „Bonnie i Clyde” mogli bez przeszkód plądrować dom. Zabrali biżuterię, srebrną zastawę, złote carskie monety, papierowe dolary… Nazajutrz bohatera jeszcze ruszyło sumienie, jeszcze dowiadywał się o zdrowie gosposi. Szczęściem nic jej się nie stało. Bohater miał jednak na tyle tupetu, żeby wybrać się do Miry z wyrazami współczucia, że padła ofiarą grabieży… Gospodyni szczerze przepraszała, że musi podjąć gości na porcelanie, bo srebra zabrali złodzieje…

Potem okradli jeszcze kuzynkę bohatera, tą samą metodą, dorabiając klucz z odcisku. Zabrali złoto i ubrania, sprzedali je w Zakopanem na Krupówkach. Bohatera wtedy nawet zatrzymano, zresztą po donosie Robaczka, który o przestępczej karierze dawnego ukochanego był przez niego samego informowany i łamał nad nią ręce. Bohater zrzucił całą winę na Andrzejka, po 48 godzinach wyszedł z aresztu. Do czasu.

Rok wcześniej, 26 września 1971 r., zadzwoniła na milicję zdenerwowana pielęgniarka z jednego z warszawskich szpitali. Powiedziała, że jej koleżanka, Anna Wujek, drugi dzień nie przychodzi do pracy i nie odbiera telefonu. Milicja zareagowała, wysłała na miejsce patrol, przy udziale dozorcy otworzyła drzwi. W mieszkaniu przy Próżnej znalazła zwłoki kobiety. Lekarz jako prawdopodobną przyczynę zgonu podał uduszenie. Mieszkanie zostało splądrowane, motyw był więc oczywisty, choć złodzieje nie znaleźli skrytki z dwiema książeczkami PKO opiewającymi na 200 tys. złotych
Milicja wzięła w obroty znanych jej młodych ludzi, zwanych wówczas wdzięcznie „pasożytami społecznymi”. Zgarnięto niejakiego Romana Borsuka, pseud. Trup, ten podał nazwiska znajomych, znajomych przyciśnięto, aż trzech się przyznało.

„Pół roku temu przeczytałem w gazecie, że jakiś nieznany mi Paweł Imbiorski przyznał się do zamordowania wraz ze swymi trzema kolegami nieszczęsnej Anny Wujek, uśmierconej przecież przez Andrzeja oraz jego, anonimowego wtedy, wspólnika! [...] Powiedziałem wtedy Robaczkowi, zgodnie z prawdą, że nie miałem nic wspólnego z zamordowaniem Anny Wujek.”[2] – pisał w autobiografii nasz bohater. Tytuł autobiografii to „Seks, zbrodnia i kara” w wersji niecenzurowanej opublikowana potem jako „Zbrodnia i...”, autor: Jerzy Trębicki. W wersji niecenzurowanej: Jerzy Nasierowski.

Proces Imbiorskiego, Borsuka i kumpli wyznaczono na kwiecień 1972 r. Na kilka dni przed wyznaczoną datą milicja zgarnęła Nasierowskiego. Powiedziano mu, że są dowody na jego udział w morderstwie Anny Wujek, zatrzymano, lecz traktowano uprzejmie. Popijał sobie wręcz winiak z komendantem Płócienniczakiem, Robaczek mógł go codziennie odwiedzać… Kto go powiązał z morderstwem? Robaczek? Czy może doniósł Andrzejek, przypadkiem wuj oskarżonego Borsuka, faktyczny morderca?

„W nocy przed procesem tych czterech chłopaków nie spałem. Gdzieś grało radio. [...] Zerwałem się ze śmierdzącego materaca i zadzwoniłem po strażnika. W gabinecie naczelnik Płócienniczak bez słowa usadził mnie przy swoim biurku i poczęstował winiakiem. Nie wiem, ile trwało, zanim zacząłem dukać. Tłumaczyłem sobie w duchu, że wprawdzie moim donosem skazuję Andrzeja na śmierć, ale nie mogą pozwolić, aby machina sądowa zmiażdżyła czterech niewinnych ludzi. A może nie dokonywałem żadnego rachunku? Czy na mojej szlachetnej decyzji zaważyła zazdrość o Bertę [dziewczynę, dla której Andrzejek… hm… rozluźnił swoje kontakty z Nasierowskim]? [...] Rano naczelnik Płócienniczak powiedział mi, że proces tych czterech chłopców został wstrzymany. Z ulgą podpisałem swój donos.”

18 września 1973 r. „Życie Warszawy”, artykułem zatytułowanym „Jerzy Nasierowski i wspólnicy przed sądem”, doniosło:
„Przed Sądem Wojewódzkim dla m.st. Warszawy 17 bm. rozpoczął się proces przeciwko Maciejowi B., Andrzejowi R. i Jerzemu Nasierowskiemu.

Prokurator oskarża ich o kilka przestępstw; najpoważniejszym z nich jest zabójstwo Anny W., którego dokonali Maciej B. z Andrzejem R. J. Nasierowski kierował wykonaniem tego przestępstwa, opracowując m.in. plan obrabowania mieszkania kobiety. Ponadto J. Nasierowski wraz ze swym przyjacielem Andrzejem R. w okresie 1969–1972 kilkakrotnie włamywali się do mieszkań znajomych Nasierowskiego, kradli antyki, garderobę, biżuterię. Akt oskarżenia zarzuca im wspólne dokonanie 6 włamań. Wartość zrabowanych rzeczy ocenia się na ok. 323 tys. złotych
J. Nasierowski odpowiada także za włamanie do samochodu obywatela duńskiego w Warszawie oraz o zawieranie z cudzoziemcami handlowych umów. W zamian za polskie pieniądze otrzymywał on przesyłane na różne adresy paczki z atrakcyjnymi towarami wartości ok. 1 365 tys. złotych.

Inne jeszcze czyny zarzucane aktem oskarżenia Nasierowskiemu to kradzieże za granicą w sklepach i domach towarowych oraz wręczanie łapówek celniczce portu lotniczego w Warszawie w zamian za umożliwianie wwozu i wywozu bez kontroli kryształów, dzieł sztuki i dewiz.

Przestępstwa te znane są z niedawnego procesu aktora Mieczysława G., który współdziałał z J. Nasierowskim. Akt oskarżenia przy nazwisku Andrzeja R. wymienia także handel dewizami.

Sąd w składzie dwóch sędziów zawodowych i 2 ławników pod przewodnictwem Stanisława Sokoła rozpoczął przesłuchanie oskarżonych. Wcześniej sąd wysłuchał opinii biegłych lekarzy, którzy na wniosek obrońcy J. Nasierowskiego przeprowadzali badanie oskarżonego, nie reagującego na żadne pytania. Lekarze psychiatrzy orzekli, że J. Nasierowski nie cierpi na żadną chorobę psychiczną i jest w stanie brać udział w rozprawie.

W procesie oskarża prok. Wiesława Bardonowa. Obrońcą J. Nasierowskiego jest adw. Jacek Wasilewski, Andrzeja R. broni adw. Tadeusz de Virion, Macieja B. – adw. Aleksander Dubrawski”. Sam zaś Nasierowski akt oskarżenia zapamiętał tak:
„Ze zgodnych wyjaśnień Macieja B. i Andrzeja …wicza wynika, że napaść na osobę Anny Wujek powstała z inicjatywy oskarżonego Jerzego Nasierowskiego. On również kierował całym przedsięwzięciem. Jakby na sprawę nie spojrzeć, wyłącznie Nasierowski jest także moralnym sprawcą wszystkich zbrodni popełnionych przez …wicza i jednej zbrodni popełnionej przez B. W postępowaniu Nasierowskiego uderza bezwzględność i cynizm. Nasierowski to człowiek bez moralności i wyzuty z ludzkich uczuć. Straszliwa jest lista ofiar przestępstw tego oskarżonego: bliscy znajomi, przyjaciele, krewni, cudzoziemiec, któremu udzielał gościny. Szczególnie odrażające są kradzieże popielniczek dokonywane za granicą. Przerażeniem napawa fakt, że oskarżony Nasierowski znalazł w swym ostatnim słowie wyrazy współczucia dla oskarżonego …wicza i świadka Berty O., natomiast słowem nie wspomniał o zmarłej z jego powodu Annie Wujek oraz o wielu innych osobach, którym wyrządził dotkliwe krzywdy materialne… – oskarżała (oskarża?) rożowowłosa kobieta w czarnej todze obrzeżonej czerwienią. A może mężczyzna w czerni i fiolecie uzasadnia ten wyrok?[3]

Nasierowski przyjął w sądzie strategię grania wariata. „Życie Warszawy” pisało: „W środę 19 bm. część rozprawy odbywała się przy drzwiach zamkniętych. W tym czasie sąd wydalił z sali oskarżonego Nasierowskiego, który zachowywał się w sposób uwłaczający powadze sądu. Broniący Nasierowskiego adw. Jacek Wasilewski ponowił swoją wątpliwość co do stanu psychicznego oskarżonego. W odpowiedzi biegli lekarze psychiatrzy podtrzymali swoje stanowisko, że zachowanie Nasierowskiego nie nosi cech choroby psychicznej ani uniemożliwiających mu uczestnictwo w rozprawie”. Podsądny połamał krzesło, zaczął zrywać z siebie ubranie, w końcu został wyniesiony w kaftanie bezpieczeństwa. W kolejne dni demonstracyjnie zatykał sobie uszy chlebem.

„Zeznaje kolejny świadek… Utykam chleb w uszach. Zaciskam powieki. Łokciem czuję milicjanta. Za nim Andrzej… Ostatni raz widziałem Andrzeja przed jego aresztowaniem. Półtora roku temu… Miesiąc temu skończył dwadzieścia jeden lat. Nigdy mi nie wybaczy donosu. Ile jeszcze potrwa jego »nigdy«?
»Powiesić ich!« – Te okrzyki, spojrzenia obdzierają mi skórę z ciała. Smoła i pierze byłyby czymś kojącym. Andrzej chciał wziąć na siebie nasze kradzieże. Swoim donosem oddałem go tym tutaj na ubój?
[...]
Siedzimy z Andrzejem jak gdyby w pierwszym rzędzie tej widowni. B. zajmuje właściwą ławę oskarżonych. Przed nim, niżej, zasiedli obrońcy, w togach obrzeżonych zielenią i w urzędowych minach.
– Świadek może odejść – przenika mi przez chleb.
[...]
W poprzednie dni procesu milczeniem zbywałem moje protokoły, krzykliwie odczytywane przez sędziego. Dziś w głąb uszu mam natkane strzępy więziennej koszuli, które zakleiłem czopem z razowca… Czy korowód świadków zeznaje według tej piramidy z sędziowskiego stołu? Na zakończenie śledztwa odmówiłem czytania akt, nigdy nie rozmawiałem o sprawie z moimi adwokatami, w celi nie patrzę przez okno.
[...]
»Żeby aktor bandytą!…« – To widz z końca sali… Ci warszawscy gapie sądowi przeczytali już o mnie w stu gazetach, tu wysłuchali długiej listy mych przestępstw. Czas od ich popełnienia odrealnił je! Co wtedy czułem? Kim właściwie jestem?” – napisał w autobiografii. A do sądu wystosował pismo: „Uważam się za człowieka genialnego. Nie znam i nie chcę znać argumentów sądu. Proszę o niezmuszanie mnie do obecności na procesie. Przebywanie w więzieniu do końca życia jest moją osobistą i nieodwołalną decyzją. Świat kiedyś zrozumie wagę mej twórczości pisarsko-filozoficznej, którą uprawiam w celi”. Przerwał milczenie po trzech tygodniach procesu: w ostatnim słowie powiedział, że wniosek prokuratury o wyrok dla niego uważa za słuszny i zgodny z jego osobistym życzeniem.

Maciej B. wyraził skruchę, podkreślając, że myśli o tej sprawie od roku i prosi o taki wyrok, aby mógł wrócić jeszcze do społeczeństwa.

Andrzej R. również żałował swoich czynów.

Prokurator Bardonowa zażądała dla Nasierowskiego kary 25 lat pozbawienia wolności i 500 tys. zł grzywny, dla Macieja B. – 25 lat i 10 tys. zł grzywny, dla Andrzeja R. – kary śmierci i 50 tys. zł grzywny oraz dla wszystkich oskarżonych pozbawienia praw publicznych. „Obrońca Nasierowskiego adw. Jacek Wasilewski sprzeciwił się stanowisku prokuratora co do kierowniczej roli oskarżonego w napadzie i zabójstwie i prosił o skazanie za pomoc i podżeganie do włamania. Również zdaniem obrony niewystarczające było badanie Nasierowskiego przez biegłych psychiatrów w warunkach laboratoryjnych. Przeciwko karze śmierci dla R. wystąpił adw. Tadeusz de Virion. Swoje stanowisko uzasadniał m.in. tym, że oskarżony jest młodociany i pozostaje pod wpływem swego starszego przyjaciela Nasierowskiego” – napisało „Życie Warszawy”.

Wyrok, od razu prawomocny, zapadł 13 października 1973 r., po niespełna miesiącu procesu. Brzmiał: dla Nasierowskiego i Andrzejka po 25 lat pozbawienia wolności, dla Macieja B. 15 lat. „Nasierowski na równi z bezpośrednim sprawcą Andrzejem R. jest winny zabójstwa pielęgniarki Anny Wujek, bo to on wytypował ofiarę, ustalił jej adres i zdobył informacje na jej temat, on opracował plan dokonania przestępstwa przewidujący między innymi zastosowanie chloroformu i stosowanie przemocy, co doprowadziło do śmierci ofiary, on zapewnił alibi wykonawcom i uzgodnił podział zysków z napadu tak, że 1/3 wartości łupu miała być dla niego. W cieniu tej zbrodni kryje się osoba Nasierowskiego. Jak by na sprawę nie spojrzeć, będzie to zawsze sprawa Jerzego Nasierowskiego, bowiem moralnym sprawcą wszystkich przestępstw popełnionych przez Andrzeja R. jest tylko i wyłącznie Nasierowski…[4]” – uzasadniał wyrok sędzia Sokół. 

Dla Nasierowskiego wyrok to zbrodnia sądowa. Winni są adwokaci, winna jest milicja… Dowodem, że nie miał nic wspólnego z napadem na Annę Wujek, ma być fakt, że nigdy nie przystałby na udział w przestępstwie nieznanego mu Macieja B., kumpla Andrzejka od wódki. „Teza o moim napadzie na Annę Wujek to – uważam – milicyjny wymysł, który utrzymał się w aktach sądowych tylko dzięki milicyjnej bezkarności”[5]. Pisze więc wniosek do Sądu Najwyższego o rewizję nadzwyczajną wyroku (SN wyrok podtrzymał)., Wzorem paru innych przestępców-autobiografów przedstawiających, jak źle i strasznie jest za kratami, pisze też „Seks, zbrodnię i karę”. Rękopis trafia do reżysera Krzysztofa Zanussiego.

Wspomina pisarz Roman Bratny:
„Zagadnął mnie w towarzystwie ktoś na temat Jerzego Nasierowskiego. Odfuknąłem, że nie interesują mnie pospolite żule ani zbandyciałe aktory. Wtedy, nieśmiało i delikatnie, jak zawsze, włączył się Krzysztof Zanussi, mówiąc cicho, że może bym nie pożałował, gdybym zechciał przerzucić, jak się wyraził, otrzymany z więzienia, napisany za kratami, ogromny niestety, rękopis. Z uprzejmości raczej niż zaciekawiony zgodziłem się spróbować. No i okazało się, że literatura nasza ma nieujawnione tajemnice! Utwór to niezwykły[6]”.
Bratny przez dziewięć lat zabiegał o zwolnienie Nasierowskiego, a przynajmniej o zapewnienie mu w więzieniu warunków ku dalszej twórczości. W listopadzie 1982 r. minister sprawiedliwości Sylwester Zawadzki zwrócił się do przewodniczącego Rady Państwa Henryka Jabłońskiego o ułaskawienie Nasierowskiego. 13 lipca 1983 r. aktor-bandyta-pisarz wyszedł na wolność. Jego autobiografia pod tytułem „Zbrodnia i...”, ukazała się w 1988 r. nakładem Wydawnictwa Literackiego i rozeszła jak świeże bułeczki, bo miała posmak skandalu: któż wcześniej tak otwarcie przyznawał się do homoseksualizmu. Rzecz miała dalszy ciąg, „Nasierowski, ty pedale, ty Żydzie” z 1992 r. i „Nasierowski, ty antychryście” z 1993 r., gloryfikujące wielkie ego autora. Nasierowski dostał też parę epizodów w serialach i filmach, m.in. w „Życiu jako śmiertelnej chorobie przenoszonej drogą płciową” Zanussiego, a ostatnio w „Wałęsie” Wajdy wystąpił jako dziadek Mijaka.
 
A co ze wspomnianymi na wstępie tabloidami?

W zeszłym roku ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej książka Krzysztofa Tomasika „Gejerel. Mniejszości seksualne PRL-u”. Autor wspomina w niej proces Nasierowskiego, powołując się na reportaże sądowe Barbary Seidler. Seidler pisała i o procesie Robaczka – sądzonego rok przed Nasierowskim za zupełnie inny czyn, a w procesie Nasierowskiego zeznającego jako świadek – i o samym Nasierowskim. Była jednak zbyt wytrawną reporterką, żeby pomieszać dwa procesy, nie miesza ich także cytujący ją Tomasik. „Seidler prezentuje Robaczka jako ofiarę, jednocześnie dokładnie wskazując, kto w opisywanych zdarzeniach odegrał najbardziej negatywną rolę: Robaczek już wiedział, że udziałem Nasierowskiego były napady rabunkowe na mieszkania znajomych. Miał nadzieję, że to się nie powtórzy, zaklinał, tłumaczył. Obrona podniosła, że Nasierowski górował nad nim intelektem, że wprowadzał go w świat obcowania z literaturą i sztuką. Ale Robaczek widział już i innego Nasierowskiego – staczającego się w przestępstwo. Sprawa kończy się ogłoszeniem wyroku: Sąd orzekł, iż Robaczek winien jest trzech spośród zarzucanych mu czynów, i skazał go na karę łączną 2 lat pozbawienia wolności i 30 tys. zł grzywny. Barbarze Seidler podoba się taki wymiar kary: Wychodziłam z sali rozpraw z głębokim przekonaniem, że rozumny wyrok, jaki zapadł w tej sprawie, był lekcją nie tylko dla Robaczka, ale i dla tych, którzy pochopnie i przed czasem trudną sprawę chcieli osądzić sami, nie bacząc na to, że czynią komuś dodatkową krzywdę. Te słowa mogą świadczyć, że powszechne było przeświadczenie, a może i oczekiwanie zdecydowanie wyższego wyroku dla Robaczka jako partnera i niejako wspólnika Nasierowskiego[7]” – pisze Tomasik. I dalej: „W stosunku do emocjonalnego reportażu relacjonującego proces Robaczka napisany dwa miesiące później tekst o zarzutach wobec Nasierowskiego jest właściwie suchym zaprezentowaniem faktów, które ujawniono na sali rozpraw”. Ale tego nieszczęsnego „niejako wspólnika” musiały podchwycić tabloidy. „Fakt” zrobił z Robaczka, pod nazwiskiem, współsprawcę włamania i zabójstwa, z Miry Grelichowskiej-Wajdy współtwórczynię „Mazowsza” Mirę Zimińską-Sygietyńską, z zamordowanej Anny Wujek jej gosposię, a te bzdury powtarza teraz połowa społeczeństwa w sieci. Koledzy, nie krzywdźcie człowieka.
 
Joanna Barańska-Głowacka
Autorka artykułu jest dziennikarką
 
 

[1] Wypowiedzi bohatera, o ile nie zaznaczono inaczej, za: Przemysław Semczuk, „Czarna wołga. Kryminalna historia PRL”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2013.
[2] Jerzy Nasierowski, Zbrodnia i…, Korporacja Ha!art, Kraków 2006 r.
[3] Jerzy Nasierowski, Zbrodnia i…, Korporacja Ha!art, Kraków 2006 r.
[4] Za: Przemysław Semczuk, „Czarna wołga...”.
[5] Jerzy Nasierowski, Zbrodnia i…, Korporacja Ha!art, Kraków 2006 r.
[6] Za: Przemysław Semczuk, „Czarna wołga...”.

Prawo i praktyka

Przygody Radcy Antoniego

Odwiedź także

Nasze inicjatywy