Białystok/ Ruszył proces lekarzy ws. śmierci dziecka z białaczką
opublikowano: 2015-01-15 przez: Mika Ewelina
Przed Sądem Rejonowym w Białymstoku rozpoczął się w czwartek proces dwojga lekarzy, którym zarzucono nieumyślne narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.
Chodzi o sprawę pobytu w Uniwersyteckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku i śmierci na białaczkę 13-miesięcznego chłopca. Stało się to w grudniu 2012 r.
Sprawę nagłośnili rodzice dziecka, zarzucając lekarzom brak właściwej diagnozy i to oni zawiadomili prokuraturę, gdy ich syn był już w stanie krytycznym.
Mówili wtedy dziennikarzom, że zanim został hospitalizowany, dwa razy trafiał do szpitala, ale był odsyłany do domu. Chłopiec został w szpitalu dopiero wtedy, gdy rodzice przywieźli go tam po raz trzeci i mieli już wyniki badań krwi. Zdiagnozowano u niego białaczkę szpikową. Dziecko było w szpitalu w stanie ciężkim, w śpiączce. Zmarło na początku grudnia 2012 r.
Śledztwo prowadziła przez wiele miesięcy Prokuratura Okręgowa w Białymstoku. Zarzuty dwójce lekarzy ze szpitalnego oddziału ratunkowego postawiła dopiero pod koniec czerwca tego roku, po zebraniu opinii wielu biegłych, m.in. z zakresu medycyny ratunkowej, chirurgii ogólnej i zdrowia publicznego, a także pediatrii oraz onkologii dziecięcej.
Zarzuty dotyczą nieumyślnego narażenia 13-miesięcznego pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia "wskutek zaniechania podjęcia działań zmierzających do starannej analizy stanu zdrowia chłopca i właściwego rozpoznania choroby, a następnie jej leczenia".
Chodziło m.in. o to, że lekarze nie zlecili podstawowych badań laboratoryjnych, w tym morfologii, i nie zdecydowali o szpitalnej obserwacji. W ocenie śledczych, wskutek tego doszło do wzrostu zagrożenia dla życia dziecka, choć śledczy zaznaczali informując o tych zarzutach, że nie obciążają lekarzy "skutkiem śmiertelnym".
Proces ruszył, a jeszcze przed odczytaniem aktu oskarżenia sąd oddalił wniosek obrońców o wyłączenie jawności. Zdecydował też o wyłączaniu jawności na czas odczytywania wyjaśnień oskarżonych, bo są tam wątki dotyczące tajemnicy lekarskiej. (PAP)
Sprawę nagłośnili rodzice dziecka, zarzucając lekarzom brak właściwej diagnozy i to oni zawiadomili prokuraturę, gdy ich syn był już w stanie krytycznym.
Mówili wtedy dziennikarzom, że zanim został hospitalizowany, dwa razy trafiał do szpitala, ale był odsyłany do domu. Chłopiec został w szpitalu dopiero wtedy, gdy rodzice przywieźli go tam po raz trzeci i mieli już wyniki badań krwi. Zdiagnozowano u niego białaczkę szpikową. Dziecko było w szpitalu w stanie ciężkim, w śpiączce. Zmarło na początku grudnia 2012 r.
Śledztwo prowadziła przez wiele miesięcy Prokuratura Okręgowa w Białymstoku. Zarzuty dwójce lekarzy ze szpitalnego oddziału ratunkowego postawiła dopiero pod koniec czerwca tego roku, po zebraniu opinii wielu biegłych, m.in. z zakresu medycyny ratunkowej, chirurgii ogólnej i zdrowia publicznego, a także pediatrii oraz onkologii dziecięcej.
Zarzuty dotyczą nieumyślnego narażenia 13-miesięcznego pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia "wskutek zaniechania podjęcia działań zmierzających do starannej analizy stanu zdrowia chłopca i właściwego rozpoznania choroby, a następnie jej leczenia".
Chodziło m.in. o to, że lekarze nie zlecili podstawowych badań laboratoryjnych, w tym morfologii, i nie zdecydowali o szpitalnej obserwacji. W ocenie śledczych, wskutek tego doszło do wzrostu zagrożenia dla życia dziecka, choć śledczy zaznaczali informując o tych zarzutach, że nie obciążają lekarzy "skutkiem śmiertelnym".
Proces ruszył, a jeszcze przed odczytaniem aktu oskarżenia sąd oddalił wniosek obrońców o wyłączenie jawności. Zdecydował też o wyłączaniu jawności na czas odczytywania wyjaśnień oskarżonych, bo są tam wątki dotyczące tajemnicy lekarskiej. (PAP)