28.03.2024

SN: dyscyplinarka sędziego pożyczającego pieniądze - od nowa

opublikowano: 2014-12-16 przez: Mika Ewelina

Do ponownego rozpoznania zwrócił we wtorek Sąd Najwyższy dyscyplinarną sprawę sędziego z Puław, który pożyczał pieniądze znajomemu biznesmenowi. Sprawa jest skomplikowana i niejednoznaczna, trzeba ocenić, czy pożyczki były na lichwiarski procent - uznał SN.

Lubelski rzecznik dyscyplinarny sędziów zarzucił sędziemu Sądu Rejonowego z Puław Markowi Sz.-K., że uchybił godności urzędu, bo - jak to ujęto - "pozostawał w związku ekonomicznym" z Jackiem S., który wcześniej prowadził lombard. Sędzia znał go od lat, bo w czasie gdy sam studiował, biznesmen miał go poratować pieniędzmi. Od 2007 r. to sędzia miał pożyczyć S. 43,2 tys. zł, gdy ten popadł w kłopoty.

Według S. sędzia pożyczał mu pieniądze na lichwiarski procent - odsetki miały sięgać 40 proc. w skali roku, ale koszty te były ukryte, bo nie ujęto ich w zawieranych umowach pożyczki jako oprocentowanie, lecz wykazywano je jako kwotę wymagalną - np. gdy S. pożyczał 30 tys. zł, to w umowie zapisywano, że pożyczył 40 tysięcy.

Kłopoty dyscyplinarne sędziego miały się zacząć po tym, jak zażądał od S. zwrotu długu, a ten odparł, że nie ma pieniędzy. Wtedy Marek Sz.-K. wypowiedział umowy wszystkich pożyczek i sprawa trafiła do sądu (pozew został ostatecznie wycofany, Jacek S. przed notariuszem wpłacił sędziemu 40 tys. zł, a sędzia w ramach ugody odstąpił od dochodzenia 3,2 tys. zł). Oprócz kwestii udzielania pożyczek rzecznik dyscyplinarny zarzucił sędziemu uchybienie godności urzędu przez wypowiedzenie do Jacka S. w jednej z rozmów słów: "ja pana puszczę z torbami". Padły one w rozmowie z S., którą ten potajemnie nagrał.

W maju tego roku lubelski sąd dyscyplinarny umorzył postępowanie wobec obwinionego, sędziego uznając, że karalność jego czynów się przedawniła.

Odwołania od tego wyroku wnieśli zarówno rzecznik dyscyplinarny i minister sprawiedliwości - twierdzący, że nie doszło do przedawnienia, jak i obwiniony sędzia z obrońcą - domagający się uniewinnienia.

"Jacek S. to doświadczony człowiek, prowadząc lombard zawarł setki umów pożyczki, na jeszcze wyższy procent. O lichwiarskich odsetkach mówi dopiero, gdy on pożycza. Na ile to, co mówi w sądzie, jest prawdziwe, a na ile robi to na użytek sprawy dyscyplinarnej? Nawet w aktach notarialnych Jacek S. potwierdzał, że zawarł takie umowy i nie mówił wtedy nic o lichwiarskich pożyczkach" - zauważył adwokat Stanisław Zdanowski.

Sam obwiniony sędzia zapewnił, że nigdy nikomu nie udzielał pożyczek na procent ani z ukrytą opłatą. "Wersja Jacka S. jako całość nie była wiarygodna nawet dla sądu I instancji. Ma on ewidentnie interes w wyroku skazującym mnie" - mówił. Sędzia chce uniewinnienia, bo uważa, że orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka daje mu prawo pożyczania pieniędzy innym, bo są to kwestie niedotykające sprawowanej przezeń władzy sędziowskiej. "Umowy pożyczki zawarliśmy pół tysiąca kilometrów od miejsca mojego orzekania" - dodał.

Sędzia przypomniał też, że Jacek S. pomógł mu, gdy był na studiach. "Los się odwrócił - dostałem spadek, a pan S. popadł w kłopoty. Byłem zadowolony, że mogę spłacić dług wdzięczności. Pożyczając mu pieniądze, nie działałem z chęci zysku, tylko chciałem mu pomóc. Gdy S. powiedział, że nie odda całego długu, ja poinformowałem go, że będę naliczał odsetki - ale chodzi o odsetki ustawowe za zwłokę" - tym tłumaczył swe słowa z nagrania na temat odsetek, które S. interpretuje jako potwierdzenie istnienia odsetek lichwiarskich. "Pan S. nie dostarczył całego nagrania" - bronił się obwiniony.

Lubelski rzecznik dyscyplinarny sędzia Marek Siwek i przedstawiciel ministra sędzia Dariusz Kupczak wnieśli o oddalenie odwołań obrony i uchylenie werdyktu umarzającego proces z powodu przedawnienia. "Termin jeszcze nie minął" - przekonywali obaj.

SN nie wypowiedział się we wtorek co do dopuszczalności udzielania pożyczek przez sędziego. Zmienił wyrok I instancji i uniewinnił sędziego od zarzutu uchybienia godności wypowiedzią "puszczę pana z torbami". "Wymiana zdań była nerwowa. Pomijając, czy w całej sprawie były odsetki lichwiarskie, czy nie, to jeśli wierzyciel przychodzi do dłużnika i chce zwrotu pieniędzy, a dłużnik wymyka się i mówi, że nie zwróci - sytuacja jest zrozumiała. Słów o +puszczeniu z torbami+ nie można uznać za uchybienie godności urzędu. Sędzia też jest człowiekiem i ma emocje. Jak wynika z nagrania, rozmowa nie odbyła się publicznie, a jedynie w cztery oczy" - tłumaczyła sędzia SN Romualda Spyt.

W pozostałej części SN zgodził się z argumentami rzecznika dyscyplinarnego i ministerstwa, i sprawa wróci do rozpoznania w Sądzie Apelacyjnym w Lublinie. SN uznał, że bieg przedawnienia trzeba liczyć od zapłaty przez Jacka S. przed notariuszem kwoty 40 tys. zł, co stało się we wrześniu 2013 r.

"Oceniając całą sprawę, sąd I instancji był mało dociekliwy. A wątpliwości są po obu stronach. Tutaj jest słowo przeciw słowu, wbrew treści dokumentów. Wszystko trzeba ocenić w myśl logiki i doświadczenia życiowego. Zbadać relacje między sędzią a biznesmenem" - wskazywała sędzia Spyt. W ocenie SN, lubelski sąd pierwszy raz orzekając w tej sprawie bezkrytycznie podszedł do słów Jacka S., jednoznacznie sytuując go w roli ofiary. "Prowadząc lombard udzielał pożyczek nawet na 20 proc. miesięcznie. A potem mówił, że jest dobrym człowiekiem i prowadził nie lombard, a bez mała caritas" - zauważyła.

SN za prawdopodobną uznał hipotezę, że Jacek S. akceptował odsetki z umowy z sędzią i wszystko było w porządku do czasu, kiedy sędzia nie zaczął nastawać na zwrot pożyczki. "Ale równie prawdopodobna jest wersja, że zawarto umowy na cztery pożyczki bez żadnych zabezpieczeń i odsetek. Sprawa jest bardzo skomplikowana i niejednoznaczna" - uznali sędziowie, zwracając sprawę do Lublina. (PAP)

Prawo i praktyka

Przygody Radcy Antoniego

Odwiedź także

Nasze inicjatywy